Wolność od męża
Jestem dziś wolna. Wyszłam za mąż dziesięć lat temu i sprowadziłam się z własnego mieszkania do mieszkania męża, które zajmował z nierozłączną kochanką. Ile perypetii przeżył 35-letni wówczas mężczyzna, nim pozwolono mu ożenić się! Jego kochanka (młoda siksa) postanowiła bronić go przed zaborczością feminam, stworzyć mu ciepłe gniazdko, sprawując w nim role pani domu, opiekunki, buchaltera. Skutecznie, które rokowały niebezpieczeństwo trwałego związku, Mąż otumaniony, lecz nakarmiony, oprany, przetrwał w tym układzie najlepsze lata swego życia. Wreszcie - zakochał się! Skutecznie przebrnął przez zakazy, histerie, ataki serca, wątroby i ożenił się ze mną. Podzielił piekiełko na dwoje. Ona dalej decyduje o wszystkim. Jesteśmy nierozłączni - w domu, podczas wizyt i urlopów. Zakupy sprowadzają się do jej gustów, ona decyduje o kształcie, barwach i urokach naszego życia. Ona włada niepodzielnie domem przez 8 godzin naszej pracy zawodowej. Zajrzy w każdy zakamarek, przeczyta najintymniejszy list. Wszelkie z mojej strony odruchy samoobrony, próby usamodzielnienia się, rozmowy z mężem, potrzeba wyzwolenia się od tyranii - nie dały rezultatów. Górę biorą przyzwyczajenia męża (on w tym wyrósł), jego bezwolność i wygodnictwo. Myślę że w razie opuszczenia przeze mnie tego domu - on nie zauważy, że zniknęła mu żona, postara się już o to. Trójkąt: feminam - mąż - żona jest mi doskonale znany pomimo, że sama mam dopiero 17 łat i nie zamierzam jeszcze wychodzić za mąż. Ożenił się natomiast mój brat - wbrew woli rodziców. Tak więc pojawiła się w naszym domu przemiła osóbka aż tryskająca wolność. Cóż jednak znaczy jedna, dobra wola, przeciwko wrogiemu nastawieniu ogółu? Niechęć rodziców przejawiała się w subtelnych złośliwostkach, uważają ją za coś w rodzaju malwersanta, okradającego ludzi z synowskich uczuć. Za istotę burzącą harmonię rodzinną swoją źle ulokowaną miłością. Wszyscy byli rozdrażnieni i wszyscy, nie wyłączając brata, swoją złość wyładowywali na bratowej. Ona też najbardziej cierpiała. Kochała męża, nie chciała go stracić, ale nie mogła sobie poradzić z jego kochanką. Odeszła. Wtedy dopiero tych dwoje ludzi zrozumiało , jaką krzywdę wyrządzi dziewczynie, która wniosła do naszego domu miłość. Moja kobieta przeżyła duchową metamorfozę, nie potrafiła jednak, moim zdaniem, całkowicie pozbyć się dawnej antypatii; bratowa wróciła, nadal pełna dobrej woli - ale ma jednak żal, że tak brutalnie potraktowano jej chęć uszczęśliwienia mężczyzny; mój brat z pewnością wykazał za mało inwencji w łagodzeniu konfliktu.
SOCIAL MEDIA