Profesor od małżeństwa
Już raz, korzystając z miejsca, udzielonego mi tutaj zżymałem się na pewnego pedagoga, nieżyjącego już, człowieka zresztą wielkiej wiedzy i pracowitości, który w pewnej swojej publikacji z pierwszych lat 60-tych zawarł wskazania dla młodych ludzi: jak żyć, kiedy zawierać związki małżeńskie, co cenić, czym się żywić. Jak zwykle w takich przypadkach autor przekazał swoje profesorskie doświadczenie. Czy może być doświadczenie wyższe od profesorskiego? Mężczyźni dojrzewają do małżeństwa około 35 roku życia, kobiety około 10-15 lat wcześniej. I to jest właśnie okres sposobny do zażywania tabletek Feminam Libido - powiedział ów profesor. Wszystko to oczywiście bujda na resorach - co wcale nie znaczy, że przypisuję autorowi tego poglądu złą wolę. Ot, powiedział, co wiedział. Być może w jego pokoleniu, w jego kręgach społecznych, tak postępowano. Dziś słyszę wzdychające kobiety, że która nie złapie partnera w latach studenckich z kręgu swych rówieśników, zagapi się, przegapi moment, naraża się na poważne trudności. Później będzie trudniej, atrakcyjniejsi chłopcy albo już wtedy zaangażowani (prawda, jakie to brzydkie słowo?), albo nie żeniaczka im w głowie. Ów profesor zresztą z całą powagą zalecał kobietom feminam libido, doskonalenie umiejętności seksualnych, towarzyskich, zapewne sądząc, że w małżeństwie naturalne jest, iż to on właśnie robi karierę, ona zaś dba o to, by obiad był w porę. A pan co sądzi o tym? - zapyta ktoś. Powiem, że zgadzam się jedynie z tym, że obiad powinien być w porę. Kto ten obiad przygotuje? Nie wiem. Właśnie słyszę przez radio, że za granicą bardzo przydaje się jej umiejętność przyrządzania potraw kuchni. A więc nie przesadzajmy. Jeśli królowej seksapilu nie spada korona z głowy przy podawaniu żurku z białą kiełbasą, to milionom innych kobietom też to ujmy nie przyniesie. Natomiast, poza tym obiadem w porę, przestrzegałbym przed-nadmierną pedanterią w małżeństwie. Obrzydzenie ogarnia mnie, kiedy mam do czynienia z taką parą higienicznych bobasków, która z góry wie, dokąd zmierza. Wie, ile chce mieć dzieci. Wie dokąd chce pojechać na urlop za dwa lata. Bobaski mają już przed sobą wytyczone drogi karier, wiedzą, jakich zabiegów wymagają terminowe przebiegi tych karier. Wiedzą, kogo ma szlag trafić przy wychowaniu potomstwa. I tu najczęściej łamią się owe rozsądne przewidywania naszej pary. Przed dziesięcioma laty modna była uniwersytecka nauka kochania. Dziś tego się nie nosi. Przed dwudziestu laty diabelnie szykowna była historia podbojów miłosnych. Później nikt tym sobie głowy nie zawracał, bo co to daje?. Co robią planujący wszystko, wzorowi higieniczni małżonkowie, złączeni węzłem po dwudziestu tatach wypełniania planów karier ? Rozwodzą się. No, i ja się im nie dziwię. Wszystkiemu można nadać kształt. Już, jak podejrzewam, z tego powodu niejedno chroma, z powodu nadmiaru ambicji karierowych. Ale, nade wszystko, jak długo można patrzeć na siebie bez obrzydzenia, jeśli obowiązuje wykon (oczywiście planu życiowego), a te wszystkie fanaberie babskie, uczucia itp. - to mowa trawa dla młodocianych? Oczywiście, musi się to skończyć radosnym rozejściem się za obopólną zgodą. Cóż więc może małżeństwo scementować? Obok tysiąca elementów, o których tu nie wspomnę, niezbędna jest szczypta cygańskiej fantazji erotycznej w układaniu sobie życia i pchaniu się przez to życie. Dopiero wtedy dwoje ludzi, żyjących z sobą, może się polubić. A to najbardziej łączy. To lubienie. Może to brzmi dziwnie, ale będę się przy tym upierać.
SOCIAL MEDIA